Witajcie!
Poniższy tekst podesłała od serca, Pani Danusia, to jej historia, nasza strona odegrała w jej życiu krótką rolę, dzięki której odnalazła rodzinę z lat swojego dzieciństwa…
DROGA DO DOMU DO KIEŁPIŃCA?
Kiełpiniec…
Ciepłe ramiona babci,
Serdeczne spojrzenie dziadka,
Spokój, miłość
I zimny podpiwek dla spragnionego.
Kiełpiniec….
Przejażdżka na koniu prowadzonym przez tatę,
Wielkie piernaty, jak z kolorowych bajek,
Zapach pieczonego chleba,
Widok rozkwitającej malwy przed oknem.
Kiełpiniec…
Słodki zapach dzieciństwa…
Dwaj bardzo ważni mężczyźni mojego dzieciństwa:
od lewej Jan Gawryś z Kiełpińca (mój ojciec chrzestny)
oraz Kazimierz Bocian z Kiełpińca (mój tato).
Wielu z nas poszukuje swojego miejsca w świecie, swoich korzeni również. Miejsc, ludzi, zdarzeń, które nas ukształtowały. Uczynili człowiekiem. Moja historia nie jest niezwykła. Jest historią jedną z wielu. Nie pochodzę z Kiełpińca, ale cząstka mnie tam jest i pozostanie.
Mój tato, Kazimierz Bocian urodził się w Kiełpińcu w 1934r., w domu Anny i Jana Bocian. Do Wrocławia przywiódł go przypadek, ale jak się okazało, został tu do śmierci.
Ja Kiełpiniec pamiętam z wakacyjnych podróży z tatą. Przez całe życie towarzyszył mi szacunek, jaki okazywali sobie mieszkańcy tej miejscowości; śpiewny język i odczuwalną atmosferę spokoju – życie zgodnie z naturą. Te emocje, które dane mi było poznać, ukształtowały mnie, jako osobę. Dawały siłę w trudnych chwilach.
Ten, kto poznał mojego tatę „Kaziutka”, ten wie, że stoicki spokój i cisza, to najistotniejsze cechy jego osobowości. Wiele można było wyczytać tylko z jego oczu. Nie opowiadał o swoim dzieciństwie, o domu. Nie mówił o swoich marzeniach, uczuciach. Teraz dopiero wiem, że tęsknił. Chciał wrócić do domu, do Kiełpińca.
Pod koniec życia chorował. W tym czasie będąc na jednej z konferencji, przejeżdżałam przez miejscowość Bociany. Gdy mu o tym opowiadałam, twierdząc, że być może stamtąd pochodzi, tato tylko się uśmiechał. Jego radość pochodziła z uczucia, że ktoś bliski (jego córka) nie zapomina o jego korzeniach. Taki właśnie był mój tato.
Inny razem w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie, odnalazłam notatkę:
Zrobiłam jej zdjęcie i znów zobaczyłam iskry radości w schorowanych oczach taty.
Tato odszedł cicho i spokojnie, tak jak żył. Byłam przy nim do końca i widząc jego cierpienie, modliłam się żeby odszedł. Wrócił do domu.
Minęło kilka miesięcy… W wigilię moich imienin, późnym wieczorem, zmęczona po pracy, wpisałam w gogle nazwę miejscowości, w której urodził się tata – Kiełpiniec. Po wielu latach wróciłam do dzieciństwa, znajome jezioro, pola, krajobrazy, jak z bajki…. I nagle… świat stanął w miejscu… Zobaczyłam na zdjęciu siebie. Wśród obcych ludzi, ale z ciocią, wujkiem Lutkiem i siostrą Krysią, zobaczyłam siebie.
Może dla kogoś to przypadek… Dla mnie, to wielki dar, prezent od Kaziutka. To znak, że wrócił do domu. Tak, jak o tym marzył.
Dzięki temu zdjęciu, poznałam człowieka współpracującego z kielpiniak.pl – Tomasza Kulesza. To on odnalazł od wielu, wielu lat niewidzianą siostrę stryjeczną Krysię. W jakiś niewytłumaczalny sposób, ja też wróciłam do domu, do Kiełpińca….
Tekst i opracowanie : Danuta Sowiar(z domu Bocian)