Od dawna Tomek mnie męczy o relację z ubiegłorocznej wyprawy rowerowej brzegami Bugu.
W końcu się zmobilizowałam. Po dokładnie roku;) Bo było to właśnie w tym samym tygodniu sierpnia ub. roku Ale jak to mówią – lepiej późno, niż wcale 😉 …
Rowery gotowe do drogi – sakwy zapakowane i załadowane.
Trasa wyprawy wiodła z Kiełpińca do…. Kiełpińca 😛 Nie mieliśmy ściśle określonego planu. Założenie było jedno: aby trasa wiodła jak najbliżej brzegów Bugu. Czyli – jedziemy w górę rzeki po jednej stronie, wracamy po przeciwnej.
Wyruszamy drogą nad wałem, w stronę Nura.
W drodze do mostu spotykamy kajakarzy. Trochę im zazdrościmy, bo mają wodę dla ochłody na wyciągnięcie ręki, a jest bardzo gorąco – żar leje się z nieba.
Mieliśmy wielką ochotę zatrzymać się na noc w Ciechanowcu, ponieważ następnego dnia miało odbyć się Podlaskie Święto Chleba, ale wszystkie agroturystyki i pensjonaty pękały w szwach. Mijając wiele małych wsi i przysiółków (m.in. Dąbczyn, Pełch) dotarliśmy na pierwszy nocleg.
W Głęboczku, miejscowości typowo letniskowej (jedno tylko gospodarstwo rolne, pozostałe to domy letniskowe), przywitał nas taki niezwykle urokliwy przystanek PKS. Nawet zegar wskazywał prawidłową godzinę:) Tylko – zdaje się – autobusy już tędy nie jeżdżą…
Jazda drogami wzdłuż rzeki nie oznacza wcale, że się rzekę widzi albo ma do niej dostęp 😀
W Grannem zbliżyliśmy się do Bugu na tyle, by zajechać nad brzeg i się ochłodzić. Na błoniach nad rzeką trwał akurat turniej siatkówki plażowej. W ten potworny upał!
Oto, jaki sposób znaleźli organizatorzy na – choćby chwilowe – ochłodzenie. 😀
Jednak popływać w rzece się nie dało. Nurt jest tu dość silny, zatem spławialiśmy się jedynie z nurtem rzeki, usilnie starając się nie dać zepchnąć na środek. Mijały nas różne obiekty pływające, niektóre jakby wprost z zawodów jazdy (spływu) na byle czym 😉 Ten był przynajmniej najprawdziwszą łódką, choć ten…” tron”… 😉
Z ciekawością obserwowaliśmy mężczyznę, który wybrał się na drugi brzeg rzeki. Nie zanurzył się przy tym wyżej, niż po uda. Od razu widać, że to miejscowy, który dobrze zna rzekę i wie, że tu jest bród. Albo historyk, znający dawne dzieje tych okolic 😛
Bowiem wiele stuleci temu, Granne była bardzo ważną osadą, tu była bowiem przeprawa przez rzekę Bug na trakcie z Mazowsza przez Grodno na Litwę. W Arbasach podziwialiśmy najstarszą w tych okolicach, pochodzącą z końca XVII wieku barokową, przydrożną kapliczkę. Jest wpisana do rejestru zabytków. Wyglądało, jakby była akurat w trakcie remontu.
Na polach już widać, że lato powoli odchodzi. Ścierniska złocą się w promieniach sierpniowego słońca.
W drodze do Drohiczyna (jechaliśmy jakimiś bocznymi drogami i dróżkami) napotkaliśmy drewniany młyn, którego lata świetności już niestety minęły.
W Drohiczynie można zjeść bardzo smaczny i w przyzwoitej cenie, obiad w restauracji „Zamkowa”. Szczerze polecam, jeśli będziecie w okolicy.
Poniedziałek w Drohiczynie jest dniem targowym, dlatego postanowiliśmy zostać tu na nocleg, licząc, że na targu kupimy dętki lub łatki. Żwirowe dróżki, rozgrzane asfaltowe nawierzchnie, a także „kocie łby” na zapomnianych przez ludzi skrótach okazały się nie lada wyzwaniem dla naszych rowerów. Ciężar pasażerów;) i wypełnionych po brzegi sakw także robił swoje – „łapaliśmy gumę” za „gumą”, a zapasowe dętki, ba! – także wszystkie łatki – się skończyły…
Ale nasze nadzieje okazały się płonne. Nową dętkę kupiliśmy dopiero w Siemiatyczach.
Upał nie ustępował, a w mieście był jeszcze bardziej dokuczliwy, nawet bryza z miejskiej fontanny dawała ochłodę tylko na chwilę. Dlatego zdecydowaliśmy się na opuszczenie miasta bez zwiedzania. Kiedyś tu jeszcze wrócimy.
Nasza trasa wiodła teraz pod górę, cały czas pod górę… Pocieszałam się, że skoro teraz jest pod górę, to kiedyś zacznie się jazda „z górki” 😉
Mieliśmy „pod górkę”, ponieważ naszym kolejnym celem była Święta Góra Grabarka, główne miejsce kultu prawosławia w Polsce. Co roku w nocy z 18 na 19 sierpnia na święto „Spasa”, czyli Przemienienia Pańskiego, przybywają do Grabarki tłumy wiernych z całej Polski i z zagranicy. Kult zapoczątkowany został w 1710 r., kiedy to schroniła się tam grupa uciekinierów przed epidemią cholery.
Cerkiew położona jest na wzgórzu i otoczona jest lasem krzyży wotywnych.
Las krzyży wotywnych zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wprawdzie pielgrzymowanie w jakiejś własnej, indywidualnej intencji jest powszechne także w religii katolickiej, jednak tu pozostaje namacalny, widoczny znak, choć sama intencja najczęściej pozostaje tajemnicą. Ogrom znaków…
W tym reportażu nie jestem w stanie pokazać Wam więcej zdjęć Grabarki. Może kiedyś napiszę jeszcze o Grabarce.
U podnóża góry znajduje się źródło uważane za cudowne. Na zdjęciu – studzienka. Tu można się napić źródlanej wody (zimna bardzo i smaczna) lub nabrać na zapas, do domu
W przepływającym źródełku każdy pątnik obrządku prawosławnego odwiedzający Świętą Górę Grabarkę obmywa chore i obolałe miejsca. Widziałam, jak młoda kobieta, w chusteczce na głowie, przemyła oczy, bardzo dyskretnie dekolt (który był szczelnie zakryty) a jeszcze dyskretniej i raczej symbolicznie – części intymne schowane pod długą, obszerną spódnicą. Bo obyczaj prawosławny każe, aby kobiety wchodząc do cerkwi miały zakryte chustą głowy, zakryte ramiona i dekolty oraz nosiły długie spódnice.
My też się obmyliśmy w cudownym źródełku. Wszak czemu nie – skoro cudowna ta woda?
Z Grabarki nasza trasa wiodła do Mielnika. M.in. przez wieś Radziwiłłówka, od nazwiska jej dawnych właścicieli, Radziwiłłów.
A to już widok z wieży widokowej w Mielniku.
Prawa miejskie Mielnik otrzymał dwukrotnie: w 1440 r. chełmińskie, a w 1501 r. magdeburskie. Utracił je dopiero w 1934 roku. Nad Mielnikiem, 60 m nad doliną Bugu, wznosi się Góra Zamkowa. Na jej szczyt prowadzą wygodne drewniane schodki. Na Górze znajdują się resztki kaplicy św. Aleksandra Newskiego z 1885 roku, a u jej podnóża – ruiny gotyckiego kościoła franciszkanów pw. Św. Trójcy z XVI wieku. Niestety, nie posiadają już żadnych walorów estetycznych.
Widok z Góry Zamkowej.
Najstarsze zabytki na Górze Zamkowej datowane są na XI wiek. W połowie XIV wieku wzniesiono tu zamek. Zabudowania zamku w Mielniku były w większości drewniane, na kamiennych podpiwniczeniach. Murowane elementy stanowiły wieża brama oraz kościół z 1420 roku. W 1486 r. przebywał na zamku Kazimierz Jagiellończyk, a w 1501 na koronę Polską czekał Aleksander Jagiellończyk. W tym samym roku na zamku mielnickim podpisana została unia mielnicka pomiędzy Polska i Litwą.
U podnóża Góry Zamkowej, w miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu były wypełnione wodą wyrobiska po odkrywkowym wydobyciu kredy, zbudowano zespół boisk sportowych. Skala inwestycji wywarła na nas spore wrażenie. I co ważne – boiska były używane. Inwestycja trafiona, środki publiczne efektywnie wydatkowane.
Najbardziej charakterystyczna dla Mielnika budowla – bryła cerkwi prawosławnej pw. Narodzenia NMP Przeczystej z 1821-1823 roku, murowana, klasycystyczna z pięcioma kopułami, zbudowana na planie krzyża greckiego.
Mielnik w ostatnich latach podejmuje starania, by stać się ponownie miejscem atrakcyjnym dla turystów. W branży turystycznej oprócz bazy noclegowej, gastronomii, atrakcji turystycznych bardzo ważna jest dostępność oraz przyzwoity stan techniczny i estetyczny… toalet.
Publiczny szalet w Mielniku jest na dobrym europejskim poziomie;)
Ładny? To zobaczcie, jak wygląda w środku! Szczęki nam opadły! 😉
Pomiędzy Mielnikiem a położonym na drugim brzegu Zabużem kursuje prom (przeprawa dostępna jest codziennie, oprócz dni świątecznych wielkanocnych (05-06.04.2015, 12-13.04.2015) od 8:00 do 13:00 oraz od 14:00 do 18:00 (przerwa w godz. 13:00 – 14:00). Obsługa promu zjawia się po kilku minutach od telefonicznej informacji o oczekujących na przeprawę (tel. +48 500 390 864 – informacja ze strony internetowej Gminy Mielnik).
Przy drodze do przeprawy promowej stoi cudowna kapliczka. Drewniana, kryta strzechą, ale chyba nie słomianą. Trzcinową?
Przeprawiamy się na drugą stronę rzeki.
Figura NMP w dawnym parku dworskim w Klimczycach nad Bugiem. Figurę zdobi napis:
” Matko Pobłogosław Mieszkającym Tu”.
Park obecnie jest starszliwie zaniedbany, ale nadal można dostrzec jego parkowe założenia.
Drohiczyn. Widok zza Buga;)
Na skrzyżowaniu dróg zobaczyliśmy – po raz pierwszy, nigdzie czegoś takiego nie widzieliśmy – taki oto znak drogowy? Instruktaż dla woźnicy?
Zbliżenie…
Ostatni nocleg przypadł nam w Gródku nad Bugiem. Cudowne miejsce, dawniej ośrodek wczasów pracowniczych, po transformacji ustrojowej popadł w ruinę. Obecnie w rękach prywatnych, fantastycznie odrestaurowany.
No i te piękne widoki na dolinę Bugu. Wieczorem.
I rankiem.
To już koniec relacji. Tego samego dnia, odwiedzając po drodze Jabłonnę Lacką, byliśmy już w domu.
Dziękuję za Wasze towarzystwo w przywołaniu wspomnień z tej wspaniałej wycieczki.
Pozdrowienia od ekipy kielpiniak.pl 🙂