Czas na obiecaną drugą część relacji z rowerowej przejażdżki po okolicy.
Po niedługim odpoczynku nad zalewem w Sterdyni wyruszyliśmy w stronę Ceranowa. Jednak pod wpływem impulsu zarządziłam – skręcamy na Stelągi Kolonia. Nigdy wcześniej tędy j nie jechaliśmy.
Nigdy wcześniej nie widziałam także cmentarza z tej perspektywy. I perspektywy Sterdyni od tej strony.
Droga po lewej – tę już pokonaliśmy. Droga po prawej – ta jeszcze przed nami.
Na rozstaju dróg krzyż przydrożny.
A tu, w przydrożnych zaroślach oprócz krzyża kamień upamiętniający miejsce pierwszego pochówku zastrzelonych przez Niemców dwóch młodych ludzi: Gustawa Poślady i Mieczysława Wilka w dniu 5 maja 1944 roku.
Usiłowałam znaleźć w necie coś więcej o tych młodych ludziach, jednak bezskutecznie. Znalazłam jedynie link do zdjęcia, które zamieszczam poniżej z cząstkową informacją, że zostało zrobione w dniu 13 maja 2001 r. , kiedy to odbyło się spotkanie upamiętniające miejsce pierwszego pochówku rozstrzelanych przez Niemców: Gustawa Poślady lat 20 i Mieczysława Wilka….
Tyle tylko, bo kliknięcie w ikonkę „odwiedź stronę” prowadzi prosto na…. stronę główną Gminy Sterdyń.
Domyślam się, że spotkanie, o którym mowa w tej internetowej informacji, zorganizowane zostało przez Towarzystwo Ziemi Sterdyńskiej. Może ktoś zechce podzielić się wiedzą o tych zastrzelonych młodych ludziach lub też o spotkaniu 13 maja 2001 roku? Autora zdjęcia – bo nie jest moje – bardzo przepraszam za jego zapożyczenie.
A, zapomniałabym – z netu wiem, że miejsce, w którym zginęli owi młodzi ludzie nosi nazwę Dąbrówka.
Poniżej – wieże sterdyńskiego kościoła są widoczne niemal przez całą trasę naszej wycieczki.
Motylki na tej drewnianej, klimatycznej chałupie mnie zachwyciły. W naturze są jeszcze bardziej urocze.
A widok tych pól przypomniał mi, jak Mama mojego męża określała takie właśnie gleby.
„Ziemia rodzi kamienie” – mówiła.”Ile by tych kamieni nie wyzbierał, i tak będą znowu nowe”..
A to Stajnia u Macieja w Seroczynie Kolonii. Aż się chce pogalopować w dal….
Naprzeciwko Stajni -soczysta zieleń ozimin, a nad nimi – wieże kościoła w Seroczynie.
A po przeciwnej stronie drogi uważny obserwator dostrzeże – oczywiście – wszędobylskie wieże sterdyńskie.;)
Niezasiedlone (chyba) przez bociany gniazdo przy kapliczce przydrożnej.
Kiedy kilka lat temu byłam po raz pierwszy w Paryżu, zachwyciły mnie – oprócz całego mnóstwa innych rzeczy – ogrody na dachach domów. Wydały mi się takie nowatorskie i praktyczne zarazem. A tu proszę, Polacy nie gęsi, też znamy takie rozwiązania. 😀 Nasze, rodzime ogrody na dachu 🙂 Nie naśmiewam się – naprawdę skojarzyły mi się pozytywnie.
Ślady przemijania…
Krzyż nad płynącą strugą, otulony, jak płaszczem, leciutkimi gałązkami brzóz…
A na krzyżu napis: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas Panie”
Chcieliśmy wejść na tę ambonę, ale okazało się, że oddziela nas od niej całkiem głęboka struga (rów melioracyjny?)
Przed nami zabudowania. To znak, że zbliżamy się do Chądzynia.
Z Chądzynia droga prowadziła wprost do Kiełpińca. Ale jak to tak – po prostu pojechać asfaltówką? Nie, to nie dla nas. 😉 Skręciliśmy w prawo, drogą polną przez łąki przed Kiełpińcem. Licząc, że dojedziemy tędy do drogi za szkołą.
Prawie się udało. A jak wiadomo: „prawie robi wielką różnicę” 😉 Nie wiedzieliśmy bowiem, że pomiędzy łąkami, które przemierzaliśmy a wsią jest przeszkoda w postaci cieku wodnego. Ni to rów melioracyjny, ni struga… Jak zwał, tak zwał – nie przejdziemy.
Nie chciało mi się zawracać, strasznie mi się nie chciało. Szukałam jakiegoś rozwiązania. I znalazłam! W suchej, skołtunionej zeszłorocznej trawie dostrzegłam deski, zapewne resztki jakiegoś wcześniej tu istniejącego mosteczka. Całkiem zdrowe, choć mokre. Ułożyliśmy trzy obok siebie i suchą stopą przeprawiliśmy się na drugą stronę.
A o tym, co widzieliśmy i podziwialiśmy w Kiełpińcu – napiszę już w kolejnym odcinku.
Pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców i sympatyków Kiełpińca 🙂